środa, 18 sierpnia 2010

Ogarnij się, idiotko...

No cudownie. Jest w pół do pierwszej, a ja (jak codzień) dopiero wstałam. I co dziś będę robić? Pewnie będę siedzieć jak nie wiadomo co w moim zasyfionym, artystycznym nieładzie zupełnie nieogarnięta. W pewnej chwili ktoś pewnie zadzwoni bądź napisze i w pośpiechu zacznę się wreszcie ogarniać. Przyjdę do domu około 23 czy tam później i będę siedzieć na kompie do 4. I później znów wstanę późno i koło się zatacza.
Ja pierdzielę... tak, są wakacje! Ale ja mam do jasnej cholery poprawkę za niecałe 10 dni, a jedyne co zrobiłam to... korepetycje. Tak, korki mam w czwartek, czyli... już jutro. I nic nie umiem. Mam pustkę w głowie. Czuję się co najmniej źle i żeby zdać to gówno powinnam się porządnie wziąć, a tym czasem zwyczajnie się opieprzam w domu bądź poza domem. Gdybym przynajmniej dwie godziny dziennie nad tym posiedziała... ale nie. Ja oczywiście muszę pognić przed kompem (nawet muzyki mi się nie chce włączyć, a ta by mnie pobudziła). Znowu wracam do punktu wyjścia i jeśli nie zdam egzaminu, będzie poważny problem... laska na semestr i sugestie o zmianie klasy. Rewelacja. O tym marzyłam...
Dziś miałam w planach wreszcie zacząć się uczyć i do cholery doprowadzić się do ładu, bo wyglądam jak rasowy ćpun z tą szopą na głowie i rozmazanym makijażem. Tak, i jeszcze posprzątać ten jeden wielki śmietnik zwany moim pokojem. I ograniczyć siedzenie na kompie. Znając życie, nic z tego nie wyjdzie. Czasem mi siebie żal. Wiem, że mogłabym to zdać, bo to umiem ale... nie chce mi się! Tak, potem będę żałować. Jak zwykle z resztą. Ale cóż. Życie...
I w dodatku blokują mnie Stefan i Wodzosz, którzy ciągle puszczają mi w głowie jakiś szajski film, który powtarzają dziesięć razy tudzież jakieś chore teksty z niedalekiej przeszłości. Oni mnie dobijają. I przez nich dzisiejsza noc była nieprzespana. Ach nienawidzę ich.
Jestem okropna, z mojego lenistwa nawet nie chce mi się nakarmić biednego kota, który z tego wszystkiego usnął. Ja pierdzielę... chwilami siebie nienawidzę, tak jak Wodzosza i Stefana robiących mi siekę w mózgu ale cóż.
Nie no, generalnie Stefan każe mi się uczyć i zacząć wreszcie żyć, ale Wodzosz... jest za kontemplowaniem i myśleniem o tym, czego nie ma, nie było i nie będzie. Ten cham ciągle przytacza mi jakieś historyjki wpędzające mnie w przewlekłą depresję i chore myśli, mówiące raz TAK a raz NIE, a jeszcze innym razem 'nie wiem, jesteś zdana na siebie'. Pieprzony tasiemiec -,-' . A raczej pasożyt na flaku, który pompuje krew. Brr.
Powinnam wreszcie zacząć słuchać siebie. A nie tego głupiego Wodzosza. Przez niego ciągle robi mi się słabo i mam odruch wymiotny oraz poczucie, jakbym właśnie miała zejść z tego świata (mam tak zawsze, gdy myślę o czymś nierealnym bądź jakiejś niezbyt przyjemnej sprawie). Powinnam nie myśleć o tym wcale.
POWINNAM KURWA!
A tego nie robię.
I dziękuję za uwagę.

2 komentarze:

  1. hmmmmmmmmmmmmmm... wodzosz. wodzosz jest zły.

    OdpowiedzUsuń
  2. mufiłuaś że wodosz sie zapił a stefan zastrzelił, czy odfrotnje.

    OdpowiedzUsuń